z Mistrzem przez kontynent część 4
Autor: Wojciech Gutkowski
W niedzielę 7 maja Mistrz zabrał się za wytarcie poprzedniej nazwy naszej łajby (COURCELLE). Jeszcze za czasów studenckich na Polibudzie wybrałem sobie na nazwę mojej przyszłej łajby – ALKAPRIM. Jako, że w Polsce medykament pod nazwą Alkaprim był synonimem zerwania z nękającymi objawami przesycenia alkoholowego i powrotu do kondycji, pozwalającymi na godną kontynuacje zmagań życiowych. Jeszcze jako młody człowiek w Polsce zauważyłem magiczną, aczkolwiek wielce iluzoryczną i wieloznaczną, „wartość” tego słowa. Dodając do tego odpowiedni dzień (moje 42 urodziny) na uroczystą zamianę/odrodzenie się tego prześlicznego jachtu pod nowym imieniem, zapewni mam nadzieję, że ta odmiana będzie rzeczywista i trwała, aż do mojego uwolnienia się z tego padołu (bynajmniej, nie mam zamiaru jeszcze kojfnąć, tylko wyrwać się wreszcie na pełne morze).
W końcu pan od przyciskania guzików w dźwigu pojawił się w poniedziałek około 1030 i po delikatnym przypomnieniu, że się nam trochę spieszy, zabrał się za przygotowanie masztu do postawienia. Całe olinowanie i salingi mieliśmy już gotowe w niedzielę, toteż po 30 minutach roboty maszt był obsadzony w opętniku i posadowiony na kilu.
Równomiernie napięliśmy wszystkie 3 pary want, później sztag, achtersztag i zaraz zabraliśmy się za taklowanie żagli. Wszystko było gotowe około 2 po południu, dopełniliśmy jeszcze zbiornik paliwa na wszelki wypadek, jakby nie było wiatru i o 3 po południu wypłynęliśmy z Oswego kursem West.
Prognoza pogody na noc z 8 na 9 maja przepowiadała przymrozki do –5o C i słaby wiatr z NW (prawie w mordę). Nie mogę powiedzieć, zimno było jak w psiarni. Mistrz po kilkugodzinnych próbach pływania na żaglach, w końcu zrolował „gienie”, zrzucił grota i odpalił silnik. Obudził mnie około 1:30 w nocy. Płynęliśmy z prędkością 6 węzłów. Założyłem na siebie wszystko co miałem oraz najcieplejszą bluzę Mistrza i gruby sztormiak. Chyba muszę być za bardzo miastowy, bo o świcie, koło 0630, myślałem, że się przekręcę z zimna.
Zrobiłem gorącą herbatkę i obudziłem Mistrza, „coby se” trochę posterował. Granicę Kanadyjską w okolicach Niagara Falls przekroczyliśmy wczesnym popołudniem. Kiedy z powrotem przejąłem ster, Mistrz położył się w kokpicie i zasnął. Głowę i część twarzy miał osłonięte czapką. Przez te parę godzin opaliło mu dolną cześć twarzy i szyję tak, że cierpiał jeszcze przez wiele dni. Nauczka dla nas wszystkich: wszystko jedno jak zimno może się wydawać, promieniowanie słoneczne ma swoje własne prawa i trzeba zawsze pamiętać, aby się przed nim chronić.
Około 3 po południu wyłonił się w końcu przed nim zachodni brzeg jeziora Ontario, ze swoim charakterystycznym mostem Sky Way Bridge przed Burlington Bay i podnoszonym mostem kratownicowym.
Most ten otwiera pan mostowy na życzenie wodniaków (VHF kanał 13) od połowy do końca każdej godziny. Niestety spóźniliśmy się trochę – przed mostem byliśmy parę minut po 1500. Doczekaliśmy do 1530 i pan mostowy podniósł nam swój most na całą wysokość.
Zostało nam tylko już tylko około 20 minut, aby dotrzeć do naszej kei w Hamilton Harbour Commission Marina. Krótki a sprawny klar łajby zakończył naszą ponad tygodniowa wyprawę. Obydwaj byliśmy wyraźnie zmęczeni, ale na pewno zadowoleni, może nawet dumni…
Załoga: Wojtek (Gutek) Gutkowski, Michał (Mistrz) Jelenkiewicz
fot. archiwum autora
Category: Spis treści, Na wiatr
Komentarze (0)
Trackback URL | Comments RSS Feed
Brak komentarzy.