z Mistrzem przez kontynent część 3

| 26/09/2008 | 0 Komentarzy

Autor: Wojciech Gutkowski

Do największej śluzy na kanale Erie mającej 12,5 metra różnicy poziomów, zaraz przed jeziorem Oneida dotarliśmy w piątek, 5 maja po południu. Gdy już wpłynęliśmy do tej śluzy to wrzeszczeliśmy jak dzieci z powodu echa, które w tej śluzie brzmiało prawie jak w kościele. Nie ma co, to jest super śluza!

Gdy tylko wydostaliśmy się z tej największej śluzy to dołożyliśmy obrotów, aby szybko przepłynąć jezioro Oneida (niecałe 40 km długości). Chcieliśmy być gotowi wcześnie rano, by w sobotę  przejść ostatnie 6 śluz na kanale Oswego, dotrzeć do mariny z dźwigiem do stawiania masztu, postawić szybko pałę, tak aby w niedziele przepłynąć ostatnie 150 mil dzielące nas od celu naszej podroży – Hamilton (Ontario).

To dopiero śluza!..

To dopiero śluza!..

Obydwaj mieliśmy wrócić do pracy w poniedziałek (mimo wrodzonego lenistwa Mistrzu jednak jakoś się przełamuje), toteż zależało nam bardzo na czasie. Po przypłynięciu do Oswego nad jeziorem Ontario, tuż tuż od zamierzonego celu w zamierzonym czasie i zacumowaniu w marinie z odpowiednim dźwigiem do masztu okazało się, że w systemie kapitalistycznym ludzie maja w dupie robotę. Ani w sobotę, ani w niedziele nikt nam nie pomoże postawić naszej pały w caluśkim mieście Oswego i okolicach. Pomyślałem wtedy – gdzie k…. wymyślili powiedzenie „czy sie stoi czy się leży, forsa się należy” – Polsce czy też na tym zgniłym zachodzie?. Propozycja łapówki, potrójnej stawki godzinowej albo też delikatne napomknięcie, że jesteśmy fachowcami i jak nam dadzą klucz od blokady dźwigu, to sami sobie poradzimy nie poskutkowały. Niestety, musieliśmy przekiblować w Oswego do poniedziałku, kiedy to pan fachowiec od przyciskania dwóch guzików „w górę” i „w dół” przyjdzie i nam maszt wsadzi gdzie należy. Stwierdziliśmy za to, że zanim nam maszt postawią należy nam się zrobienie porządków na łajbie przed taklowaniem masztu.

Po raz pierwszy w życiu zobaczyłem, że Mistrz to jednak jest kryptoczyścioszek, toteż poszliśmy do pobliskiej pralni na monety i wypraliśmy sobie tygodniowe, trochę woniejące ciuchy. Mistrz, gdy już się za coś weźmie, robi to dokładnie – ściągnął więc z siebie dokładnie wszystkie ciuchy i przewiązał się w pasie swoim ostatnim ręcznikiem. Jako, że pralnie ze monety piorą najlepiej, bo najdłuższej, w całej Ameryce Północnej, Mistrz sobie spokojnie zasnął na krześle w swojej ulubionej pozie, która jest przeciwieństwem sposobu siadania dziewicy z grzecznie założonymi nóżkami „jedno na drugie”. Była to sobota, toteż wiele, wiele osób chciało skorzystać z pralni, ale niestety smacznie śpiący „zaledwie” w ręczniczku Mistrz, wyraźnie zniechęcał większość towarzystwa, głównie płci odmiennej (nie wiem doprawdy dlaczego), z korzystania z przybytku piorąco-wirującego. “Co za dulszczyzna i obłuda” – pomyślałem sobie i przerwałem delikatne chrapanie Mistrza na krześle.

Spotkanie z Polonusem w Oswego

Spotkanie z Polonusem w Oswego

Mieliśmy całkiem dużego farta, bo po drugiej stronie mariny, w której staliśmy zoczyliśmy całkiem przyjemną knajpę. Poszliśmy tam zaraz po zmroku w sobotę, aby trochę porządzić. Okazało się, że dopiero otwierają tę knajpę i promocyjne dają wszystkim wyżerkę za darmo i po gratisowym drinku. No cóż, nie mogliśmy się oprzeć pokusie i zostaliśmy tam. Od słowa do słowa, zgadaliśmy się z barmanką, że jesteśmy z Kanady, ale tak naprawdę to z „Polandu”, a ona na to, że jeden z dwóch właścicieli tej knajpy także jest Polakiem i jak nie poczekamy na niego (miał się pojawić za parę godzin) to ona się na nas obrazi. Nie mogliśmy dopuścić do tego, aby się ta pani na nas obraziła, szczególnie że oferowała nam raz po raz gratis drinki, toteż postanowiliśmy tam zostać trochę dłużej. Prawdę mówiąc dobrze, że byliśmy jeszcze trochę trzeźwi, gdy pokazał się oczekiwany pan Polonus. Okazało się, że też żeglarz, oryginalnie z Gdańska. Po dłuższym tankowaniu w końcu zmyliśmy się na łajbę, ale przedtem zaprosiliśmy go na rewizytę następnego dnia. Przyszedł do nas przed południem, poczęstowaliśmy go śniadaniem w postaci jajek na bekonie. Powiedział, że jak będziemy w okolicy to możemy korzystać z jego prywatnej kei leżącej kilkanaście mil na zachód od Oswego.

fot. archiwum autora

Tags: rejs

Category: Spis treści, Na wiatr

Komentarze (0)

Trackback URL | Comments RSS Feed

Brak komentarzy.

Zostaw komentarz

WP Like Button Plugin by Free WordPress Templates