Z Iławy do Krynicy Morskiej część 3

Kilkaset metrów kanałem i już następna pochylnia. Na większym luzie powtarzamy poprzednie czynności i mamy już więcej czasu na napawanie się widokami i trzymanie jachtu w bezpiecznej odległości od zagrożeń. Za chwilę trzecia pochylnia. Wszystko tak samo i ze znacznie większą swobodą, ale nie zabieram bosaka. Początek jest podobny i w chwili, kiedy szykujemy się do pokonania następnego odcinka, stwierdzamy z przerażeniem, że nie mamy kontaktu z jachtem. Znalazł się znacznie niżej od podestu, na którym siedzimy, a hak celuje wprost pod listwę BATIARA. Na skok na jacht zbyt późno – za wysoko i zbyt ślisko. Po chwili listwa zaczepia się o wystającą część konstrukcji, jacht na moment zawisa – przerażający trzask i listwy nie ma. O to mam pretensję do przewodników i zarządu pochylni. Przecież można było gdzieś na odwrocie biletu wydrukować ostrzeżenie. Stało się i dzięki mojemu doświadczeniu nikogo z użytkowników Internetu nie to powinno spotkać. Ale co z innymi?

Jachty mieczowe, jeśli tylko wystarczająco odsuniemy je od platformy, jadą sobie spokojniutko. Problem mają jachty balastowe, bo intuicyjnie chcemy je trzymać w pozycji pionowej. Jeśli będziemy pamiętać o wskazówkach, nic się nie stanie. Potem dowiedziałem się, że inna „szkoła” zaleca spowodowanie, aby jacht balastowy położył się ku środkowi platformy. Raz tak zrobiłem, ale ten moment, kiedy jacht leci na burtę, nie jest miły. Również na ostatniej pochylni – „Całuny” – nie sięgamy jachtu  nogami, więc nie mamy możliwości kontrolowania odległości od konstrukcji. Na szczęście kończy się na strachu.

W drodze powrotnej jeden załogant zostawał na jachcie i stamtąd kontrolował sytuację. BATIAR pokonał trasę powrotną przez pochylnie bez strat i w rekordowo krótkim czasie. To było potem, a teraz z wyrwaną listwą, ile mocy w silniku w kierunku Elbląga. Z Kanału Elbląskiego wychodzimy na jezioro Drużno. W rzeczywistości jest to olbrzymia, kwitnąca łąka z wąskim farwaterem. Przy korzystnych wiatrach można postawić maszt i rwać na żaglach. Niestety, należymy do tych, co zawsze mają mordewind. Długi to był szlak, ale widoczna z daleka wieży kościoła jest coraz bliżej.

Nareszcie Elbląg. Mijamy przedmieścia, potem przepiękną starówkę, dzielnicę przemysłową, ostatni most (kolejowy) i przed nami po prawej znany elewator zbożowy. Punkt orientacyjny – naprzeciw kres dzisiejszej podróży, czyli przystań Jacht Klubu Elbląg. Możemy tu dobić do pomostu przed domkiem klubowym i hotelem. To honorowe miejsce dla gości. Po zgłoszeniu się do bosmana, wyznaczone zostanie nam miejsce postoju.

Cumujemy, zgłaszamy przybycie i za chwilę jesteśmy pod gorącym prysznicem w luksusowych łazienkach. Następne dni pokazały, że do tego trzeba dodać przemiłą atmosferę, sympatycznych członków klubu i takiż personel.

fot. Aleksander Danielewicz

Tags: szlaki żeglarskie

Category: Spis treści, Na wiatr

Komentarze (0)

Trackback URL | Comments RSS Feed

Brak komentarzy.

Zostaw komentarz

WP Like Button Plugin by Free WordPress Templates