w gąszczu ofert szkoleniowych część 1

Na wszelki wypadek, bo często jestem krytykowany przez osoby z kręgów PZŻ za używanie określenia “stopnie żeglarskie” a nie “patenty’. Otóż mamy “Regulamin stopni żeglarskich”, a nie “regulamin patentów”.

Jeśli pokonacie wszelkie przeszkody, otrzymacie patent żeglarza, sternika, kapitana, ale ogólnie są to stopnie żeglarskie.

Z moich doświadczeń wynika, że poszukujący dzielą się na dwie podstawowe grupy pod względem motywacji.
Pierwsza grupa to ci, którzy w różny sposób zostali zafascynowani żeglarstwem i chcą to kontynuować. Najczęściej w sposób dość przypadkowy brali udział w jakimś rejsie ze znajomymi, krewnymi i jak się to dzieje najczęściej – wzięło ich. Druga grupa to rodzice poszukujący dla dzieci miejsca na atrakcyjne wakacje, chętnie kwalifikowane. I tu często u podłoża takich chęci leży również własna fascynacja żeglarstwem, tyle że niezaspokojona i odłożona w czasie, którą przenoszą na dzieci.

Swego czasu w kilku numerach “Rejsu” był ten problem poruszany i doradzano, jak wybierać w ofertach firm szkoleniowych. Generalnie zwrócono tam uwagę na rzeczy istotne, które i ja wypunktuję. Większość rad dotyczy właśnie osób z drugiej grupy. Ja zdecydowanie wyróżniam potrzeby osób z pierwszej grupy, są one nie tyle inne, ale i znacznie szersze.

W wielkim skrócie jest to syndrom “ja sam chcę” i “to rodzice mi kazali” Taka odpowiedź często pada na moje pytanie, czemu tu przyjechałeś, skoro nie chcesz się uczyć”! Jeśli chodzi o materiały publikowane w “Rejsie”, nie zgadzam się z poradą, aby wybierać firmy z licencją, bo one, aby otrzymać licencję, podlegały procedurze weryfikującej ze strony PZŻ. Jeśli firmy mające licencję są dobre i godne polecenia to dlatego, że już przedtem takie były. Procedura otrzymania licencji polegała na wypełnieniu wniosku i wniesieniu znacznej opłaty. Dopiero obecny szef Komisji Szkolenia PZŻ, kapitan Roman Winkler zapowiedział, że nadanie licencji będzie się wiązało z autentyczną weryfikacją ośrodka i, co ważniejsze, weryfikacja będzie prowadzona przez cały czas działalności, a komisje egzaminacyjne, powoływane przez PZŻ (OZŻ) zobligowane są do przesyłania raportów o poziomie szkolenia. To jest to, o co sam walczyłem przed wielu laty. Dobrze, że wreszcie stało się faktem i teraz to będzie naprawdę istotne kryterium wyboru szkoły.

Rady dla zdecydowanych

We wstępie do mojego podręcznika na stopień żeglarza jachtowego z góry uprzedzam adeptów tej sztuki, że żeglarstwo to nie sport – to charakter. Szerzej ujął to dawno temu Generał Mariusz Zaruski, a w formie przytoczonej wyżej, sławny żeglarz angielski Sir Francis Chichester.

Tym osobom jeszcze niedawno radziłbym poszukanie obok swojego miejsca zamieszkania jakiegoś klubu żeglarskiego, ale dziś to towar deficytowy. Nawet jeśli istnieją, stały się aż do przesady merkantylne, bo zmusza je do tego rzeczywistość. Ale jeśli dowiecie się o istnieniu klubu z tradycjami, kultywującego obyczaj żeglarski, zapisujcie się do niego natychmiast. To w ramach tego klubu będziecie stawać się żeglarzami i zdobywać niezbędne kwalifikacje. Żeglarzem nie staje się po zdaniu egzaminu, to proces ciągły, to tradycja, etyka, obyczaj żeglarski, wrażliwość na przyrodę, koleżeńskość, nawyk dobrej roboty żeglarskiej. Tylko nieliczne już w kraju kluby mogą to Wam zapewnić – szkoda, że to wszystko odchodzi wraz z nami, dziadkami, ale taki jest znak czasu.

Gratulując tym, co znajdą taką “przystań”, muszę się zająć resztą. Dla Was pozostaje droga poszukiwań wśród ośrodków zajmujących się profesjonalnie szkoleniem. Błagam, żadne sezonowe efemerydy, nastawione na szybki zysk. Zresztą nikomu tego nie radzę. Tu dobrze jest skorzystać z rad kogoś, kto już zna taką szkołę, ale to też trudne. Dzięki Internetowi możemy rzucić wezwanie w “eter” i poprosić o rady lub opinie na temat wybranej szkoły.

Na ogół szukajmy szkół z dobrą bazą sprzętową. Mam tu na myśli sprzęt taki, na jakim potem będziecie pływać.

Generalnie chodzi o spór, na czym szkolić. Zwolennicy niedźwiedziego mięsa optują za Omegą (ja nie mam też nic przeciwko), ale prawda jest też taka, że po kursie już raczej nie zetkniemy się z Omegą tylko z bolidami – hotelowcami, pełnymi bajerów i ważącymi ponad tonę i więcej. Jeśli zdobyliście patent na Omedze, serdecznie współczuję pierwszych godzin na takiej łódce.

Z takim “problemem” kursant spotka się dzisiaj

Dalej, baza noclegowa i wyżywieniowa, kadra. Dobre szkoły pracują z ludźmi sprawdzonymi. To musi być po prostu dobre, a jak dobre, to kosztuje. Patent zdobywa się raz w życiu, jeśli ograniczymy się do śródlądzia, więc nie żałujmy pieniędzy.
A jak zasmakujemy i pójdziemy dalej, to solidne podstawy bardzo ułatwią nam zdobywanie dalszych stopni. Inna moja teza podręcznikowa mówi, że żeglarstwo ma być przyjemnością życia, a nie walką o życie.

Warto więc wydać trochę więcej, będziemy to konsumować przez całe życie. Jest rzeczą udowodnioną, że pierwszy kontakt z żeglarstwem, pierwszego instruktora pamięta się całe życie i naśladuje się jego nawyki. Zadbajmy, aby to były dobre nawyki.

 

Tags: patenty żeglarskie

Category: Spis treści, Na wiatr

Komentarze (0)

Trackback URL | Comments RSS Feed

Brak komentarzy.

Zostaw komentarz

WP Like Button Plugin by Free WordPress Templates