Słonką Wartą i Odrą część 5

| 21/10/2012 | 1 Komentarz

Autor: Piotr Jedroszkowiak

Dzień piaty 16 lipca 2009 – Warta

Szybka kawa i po 07 00 ruszyłem naprzód. Wiatr trochę wiał. Niestety północny i musiałem halsować. Dobrze jednak, że w ogóle wiał. Wokół mnie niczym nie zmącona przyroda. Z obu stron las i spokój. Niebo bezchmurne i pełnia słońca. Poranek bardzo przyjemny. Bardzo dobrze mi się płynęło. Minąłem rozbity na brzegu namiot i ponton ludzi, którzy mnie wczoraj mijali. Fajnie mieli rozbity obóz – blisko rzeki na skraju lasu, a wokół pasące się krowy.

Krowy i namiot

Pomachaliśmy sobie rękoma i popłynąłem dalej. O 09 00 mijałem Chorzępowo i bardzo ciekawą przystań na brzegu zobaczyłem – rozbity namiot typu beczka i pływająca chata. Szkoda, że nie dopłynąłem tutaj wczoraj. Ktoś kto prowadzi tę stanice musi być ciekawym człowiekiem, gdyż widać, że robi to z pasją. Ciekawie i przytulnie wygląda to miejsce z pokładu łódki. Jednak nie zatrzymałem się, tylko popłynąłem dalej.

Ciekawa przystań w Chorzępowie

Powoli Chorzępowo znikało mi z oczu. Patrzyłem, czy ktoś pojawi się na brzegu, jednak płynąłem  bezszelestnie i nikt nie ani usłyszał ani nie zobaczył PASATA… Przed Nowym Zatoniem musiałem położyć maszt przed promem.

Prom w Zatoniu Nowym

Na prawym brzegu widać ogrodzoną, skoszoną łąkę z wielką tablicą i szumnym napisem „Przystań Zatoń”. Na przystani nie było żadnego stołu, toalety, wiaty, czy miejsca na ognisko. Może dopiero przystań się tworzy. Szukałem obozowiska na lewym brzegu. Według przewodnika powinno być. Nic nie widziałem, prócz krów i człowieka, który do mnie machał. Chciałem zrobić śniadanie i trochę się posilić. Brzegi rzeki przyjemne – same łąki i trochę dalej od brzegu lasy. Wpłynąłem do małej zatoczki za ostrogą. Zrobiłem małe co nieco i popłynąłem dalej. Przed Międzychodem dogonił mnie ponton i gość powiedział, co trochę połechtało moje ego, że wczoraj ze złożonym masztem nie wyglądałem efektownie, ale dzisiaj płynąc pod pełnymi żaglami wyglądam jak „dziesięć milionów dolarów”. Wiatr się trochę zmienił i do Międzychodu musiałem halsować. Do miasta dopłynąłem o 11 00. Chciałem wpłynąć do portu, ale nie jest to możliwe – port wygląda jak zalana łąka. Byłem w Międzychodzie wiele razy, ale pierwszy raz oglądam to miasto z perspektywy wody. Po lewej stronie przed mostem zobaczyłem nowy pływający pomost dla kajakarzy i wiaty na brzegu. Dobrze, że takie miejsca powstają. Oby byli kajakarze, którzy będą tutaj odpoczywać. Masztu przed mostem nie kładłem i oczywiście przed samym mostem wiatr zdechł i musiałem pagajować. Za Międzychodem Warta zaczęła meandrować i musiałem halsować. Pogoda zaczęła się psuć, chmury zasnuły niebo i wiatr przybrał na sile. Zrobiło się trochę mniej przyjemnie. Halsy na rzece stały się coraz krótsze. Za Muchocinem dojrzałem fajną zatoczkę z olbrzymim dębem na brzegu i postanowiłem tam dobić i posilić się. Od rana nic nie jadłem i zgłodniałem nieco. W trakcie cumowania minął mnie znajomy ponton, który miał krótki postój w Międzychodzie. Zamieniliśmy parę słów i zniknęli za zakrętem. Zacumowałem do wierzby i przygotowałem pod dębem śniadanie.

Popas za Międzychodem

Gałęzie dębu były tak nisko ziemi, że siedziałem jak na krześle. Zjadłem parę skibek z serem i pomidorem. Popiłem mocną kawą. Pogoda nadal się psuła i schowałem się na chwilę do kabiny. Leżałem i słuchałem radia. Nagle usłyszałem silnik łodzi. Zobaczyłem pomarańczową motorówkę z Wolina płynącą w górę rzeki.

 

Zdjęcie 38. Cała jaskrawość na rzece

 

Wymieniliśmy pozdrowienia. Trochę poleżałem i podrzemałem. O 14 00 ruszyłem dalej. Cały czas naprzód, ale halsując od brzegu do brzegu. Brzegi były monotonne – łąki i lasy. Bydło pasło się na brzegach. Przed 16 mijałem leśniczówkę w Wiejcach. Podoba mi się to, że pojawia się coraz więcej szlaków turystycznych i tablic informacyjnych. Szkoda, że od strony wody widać tylko białą tylną stronę tablicy. Płynąłem monotonnie – z jednej strony las, z drugiej łąki, wiatr osłabł – płynąłem z prędkością 4 km/h. W końcu trzciny i łąki miałem po obu stronach rzeki. W Krobielewie rzeka była szeroka i widziałem drogi dochodzące do wody, ale nie było ani promu, ani mostu. Po prostu wieś rozdzielona rzeką. Dużo domostw podniszczonych. Spodobało mi się kiedy wędkarz powiedział mi, że jestem prawdziwym żeglarzem, bo tyle lat tutaj żyje, a jeszcze nie widział, żeby ktoś płynął tędy pod żaglami. Cały czas halsowałem. Pod wieczór wiatr ucichł i płynąłem z prądem. Płynąc przez Krasne Dłusko, zobaczyłem na lewym brzegu wielki ceglany pałac położony blisko brzegu – pewnie jakieś sanatorium. Następny odcinek rzeki był bardzo monotonny- wiatru nie było, a koryto Warty proste jak rysowane od linijki. Posuwałem się powoli naprzód. Widoki przyjemne – Warta szeroka, brzegi dzikie pełne stworzeń. W końcu minąłem tabliczkę z liczbą 100. Do ujścia Warty do Odry pozostało mi 100 kilomertów.

Przed dziobem Skwierzyna

Do Skwierzyny dopłynąłem po 20 00. Było dużo wędkarzy na brzegach. Maszt przed mostem położyłem. Czułem zmęczenie i chciałem jak najszybciej przybić do brzegu i zakończyć dzisiejszy etap. Zobaczyłem nabrzeże hotelu. W planie miałem dobicie do przystani OKSiR. Patrzę i widzę ponton na brzegu. Cieszyłem się ze spotkania z ludźmi z tego pontonu. Miałem problem z przybiciem do brzegu przy przystani, gdyż położony maszt wplątał się w gałęzie wierzby i PASAT znieruchomiał. Nie mogłem go uwolnić. Delikatnie szarpałem masztem, ale gałązki trzymały mocno. Położony maszt jest bardzo wrażliwy na ruchy w poziomie. Siły w cęgach masztu są bardzo duże i wykrzywiają je. Podałem cumę na brzeg i wspólnymi siłami uwolniliśmy jacht z wierzbowej matni. Bałem się, że urwie lampę topową, kiedy mocno potrząsałem masztem. Na szczęście obyło się bez strat własnych. Brzeg dogodny do przybijania – dziób przy brzegu w trawie, a miecz nie uderza w dno.

Na dziś wystarczy…

Na dzień dobry wypiliśmy herbatę z Wojtkiem i jego córką. Wspólne tematy żeglarsko-podróżnicze znalazły się szybko. Okazało się, że Wojtek opłynął jachtami świat dookoła w latach 80. Wieczorem poszedłem na zakupy do miasta. Inaczej wygląda Skwierzyna idąc od strony rzeki, niż jadąc szybko przez rondo w kierunku morza. Wieczorem trochę pogadaliśmy siedząc na przystani pod lipą. Całe wyposażenie przystani sięga korzeniami lat 70-80. Taka mała podróż w czasie. Szkoda, że wszystko jest takie zaniedbane i na wszystko brak pieniędzy. Trochę poczułem zmęczenie i poszedłem na jacht. Wykąpałem się w szklance wody i położyłem. Odpoczywałem słuchając radia. Wcześnie położyłem się spać. Dzisiaj padł rekord- przepłynąłem 58 km. W sumie dzisiaj był dobry dzień. Plan zrealizowałem.

Tags: rejs

Category: Spis treści, Na wiatr

Komentarze (1)

Trackback URL | Comments RSS Feed

  1. egon emeryt says:

    No cóż tylko pozazdrościć !!!!Super się czyta , a zdjęcia miodzio !!!!
    Pozdrawiam Bogusław

Zostaw komentarz

WP Like Button Plugin by Free WordPress Templates