Słonką Wartą i Odrą część 4
Autor: Piotr Jedroszkowiak
Dzień czwarty, 15 lipca 2009 – Warta
Dobrze mi się bardzo dobrze, nie chciało mi się wstawać. Jednak wędkarze nie pozwolili mi spać i po 07 00 wstałem. Słońce grzeje od rana. Zjadłem śniadanie, zrobiłem wpis na deskach dachu wiaty i zabrałem się za pakowanie.
Po 08 00 wypłynąłem. Wiatr był słaby. Głównie płynąłem dzięki prądowi rzeki. Do Obrzycka przypłynąłem po 09 00. Znów przed miastem niepotrzebne nikomu nabrzeże – zniszczone i zarośnięte. Dobrze, że nie musiałem kłaść masztu, przepływając pod mostem. Nabrzeżni wędkarze obserwowali moje powolne przesuwanie się po rzece. Za Obrzyckiem po prawej stronie zobaczyłem duży pałac zbudowany na wysokim brzegu. Ciekawe co się w nim znajduje. Od tego miejsca zacząłem płynąć mając po obu stronach rzeki las. Bardzo dzikie tereny. Nawet wędkarzy było mało. Za to mnóstwo ptaków krążyło w powietrzu. Poczułem spokój, płynąc niespiesznie po Warcie. Wiatr był słaby i wszystko wokół również wydawało mi się bardzo ciche i spokojne. Prawdziwy relaks. Tylko słońce gryzło mnie w uszy. Leżałem w kokpicie i spokojnie sobie sterowałem. Często się polewałem wodą, żeby trochę się ochłodzić. Woda wydaje się być trochę bardziej czysta niż w Poznaniu. Bardzo mi się spodobał ten fragment rzeki. Do Wronek dopłynąłem o 12 15. Przepływając pod mostem drogowym miałem trochę stracha, czy się zmieszczę. Musiałem halsować, a sporo osób przyglądało się moim poczynaniom. Na szczęście obyło się bez przygód. Za mostem drogowym położyłem maszt.
Jednak pod żaglami lepiej się płynie niż na pagaju. Cały czas muszę kontrować kurs, żeby utrzymać dziob z przodu. Niebo się zachmurzyło i zrobiło się szaro. Może to spowodowało, że Wronki nie spodobały mi się. Z rzeki widziałem tylko szarobure budynki i zakład. Pogoda zaczęła się psuć i wkrótce całe niebo zasnuło się burzowymi chmurami. Czekałem na deszcz. Cały czas płynąłem z położonym masztem i było to bardzo nieprzyjemne. Nie stawiałem masztu gdyż w Wartosławiu za 6 kilometrem znajduje się prom górnolinowy. Mój pierwszy prom na szlaku. Dopływając do Wartosławia, szukałem dogodnego miejsca na przybicie do brzegu.
W planie miałem zrobienie małych zakupów. Znalazłem małą zatoczkę i przybiłem do brzegu. Zacumowałem do jabłonki. Wychodząc z PASATA ześlizgnąłem się do wody i do kolan byłem mokry. Przedzierając się przez nabrzeżne chaszcze strasznie poparzyły mnie pokrzywy. Czyli trochę pechowe lądowanie. Poszedłem do sklepu po zakupy. Wioska spodobała mi się – wszędzie porządek i dobrze utrzymane domy. Prawdziwie wielkopolski ład. W sklepie usłyszałem, że zapowiadają gwałtowne burze i ulewne deszcze. Wracając na jacht porozmawiałem chwilę z promowym. Zapytał się dlaczego mam takie mokre spodnie, ja mu na to, że płynę jachtem, zaparkowałem do jabłonki i się ześlizgnąłem przy schodzeniu na ląd. Promowy powiedział, że spokojnie mogłem zacumować kolo niego, popilnowałby jachtu i że mało jachtów pływa po rzece. Po wysłuchaniu prognozy pogody czym prędzej popłynąłem dalej. Cały czas z położonym masztem. Zrobiło się szaro i deszcz wisiał w powietrzu. Po obu stronach widać las a na brzegach wypasa się dużo krów. W Chojnie minąłem kolejny prom górnolinowy.
Jednak w Wartosławiu ruch samochodowy był większy i prom co chwilę pływał między brzegami. Nagle usłyszałem silnik i za chwilę zobaczyłem mały ponton. Nie minęło wiele czasu kiedy się zrównaliśmy. Chwile porozmawialiśmy. Zapytali dlaczego płynę z położonym masztem? Ja im na to, że niebawem będzie lina na wysokości 5 metrów, a maszt ma przeszło 6 metrów. Wymieniliśmy się pozdrowieniami i za chwilę zniknęli mi z oczu, tylko silnik jeszcze słyszałem. Cały czas było szaro ale nie padało. Z biegiem czasu niebo wypogodziło się i pojawiło się słońce. Na 156 km rzeki był przyjemny dla oka fragment rzeki i postanowiłem zrobić krótka przerwę. Przebiłem się przez nurt i wpłynąłem między ostrogi, gdzie woda była spokojna.
Zacumowałem przy wysokim brzegu do uschniętego drzewa. Zrobiłem ognisko i piekłem kiełbaski. To mi się marzyło od dawna, żeby żyć jak traper. Sobie siedziałem przy ognisku i patrzyłem jak woda płynie. Z brzegu nurt wydaje się bardzo wartki, a od strony wody raczej powolny. Słońce świeciło, ptaki śpiewały, nikt mi nie zakłócał spokoju. Prawdziwy urlop i odpoczynek bez trosk. Po prostu pięknie. Trochę szukałem stworów na kwiatach, ale nic nie znalazłem. Zrobiło mi się błogo i trochę podrzemałem słuchając radia. Leżałem na materacu z nogami w kokpicie i drzemałem. Godzinkę pospałem i zacząłem się zbierać w drogę. Postawiłem maszt, żagle w górę i w drogę! Wiatr trochę wiał i jakoś płynąłem. W planie miałem dopłynięcie do Sierakowa. Chciałem tam zacumować do barki na prawym brzegu, o której informuje przewodnik i trochę pozwiedzać miasto. Byłem w nim parę razy i bardzo mi się spodobało. Nie płynąłem jednak tak szybko jak zamierzałem i dopłynąłem tam dopiero o 21 30.
Położyłem maszt i most przekroczyłem niższy o parę metrów. Chciałem zacumować bezpośrednio za mostem na prawym brzegu, ale barki nie było, a sama przystań była zbyt blisko centrum miasta i za dużo samochodów stało na parkingu. Nie czułem się tutaj zbyt bezpiecznie i popłynąłem dalej.
Postanowiłem zanocować za miastem. Znalazłem małą zatoczkę za ostrogą i rzuciłem kotwicę. Stanąłem trochę w złym miejscu gdyż PASAT myszkował w prądzie rzeki, ale cykle były takie same i można było się przyzwyczaić. Przez okno patrzyłem na światła Sierakowa i sprawdzałem, czy prąd mnie nie unosi. Na szczęście kotwica trzymała dobrze. Zrzuciłem żagle, zrobiłem klar na pokładzie i w kabinie i poczułem zmęczenie. Zrobiłem herbatę i żer. Wykapałem się w szklance wody i odpoczywałem. Słuchałem radia i trochę pisałem. Komary atakowały wściekle. Na szczęście były po drugiej stronie okien…Dzisiaj przepłynąłem 45 kilometrów. Kolejny dzień na rzece minął. Zżyłem się z rzeką i czuje się na niej dobrze. Mimo tylu godzin spędzonych między dwoma brzegami nie nudzi mi się w ogóle i czas mija bardzo szybko. Mam dużo czasu do myślenia. Położyłem się spać po 23 00.
Category: Spis treści, Na wiatr
Komentarze (0)
Trackback URL | Comments RSS Feed
Brak komentarzy.