Pasja szczura lądowego część 4
Autor: Jarosław Ściwiarski
Gdybym budował jeszcze raz, zrobiłbym to zupełnie inaczej
To jak melodia na winylowej płycie, która się zacięła. Powtarzam to sobie codziennie, myśląc o niektórych elementach. Jeden z nich to skrzynia mieczowa. Wykonanie jej wymaga dokładności i staranności. Moja niestety jest owocem pośpiechu i niedoświadczenia. Nie odrobiłem lekcji należycie i zostałem ukarany godzinami siedzenia w „kozie” (czytaj szkutni), wzmacniając, uszczelniając, prostując wszystkie grzechy zaniedbania. Ale w końcu udało się. Jedno z wyzwań przy budowie skrzyni to umieszczenia mechanizmu opuszczania miecza. Gdybym chociaż raz to widział, byłoby to więcej warte, niż oglądanie po raz tysięczny rysunku. Z drugiej strony nie miałbym tyle satysfakcji z osiągniętego rezultatu końcowego.
Miecz i płetwa sterowa nie musiały powstawać na tym etapie, ale zrobienie ich wcześniej to był dobry pomysł. Skoro jest miecz, to nic prostszego jak dopasować do niego jacht. Szkutnik amator wciąż misi szukać motywacji, aby dokończyć dzieło. Ktoś nawet na forum „prorokował”, że mój jacht będzie kolejnym poronionym dziełem. Prawdę mówiąc, widmo spełniania tych słów nie raz było blisko; na szczęście było też antidotum – jakaś nowa motywacja – które pozwalało zawsze zwalczyć tą zarazę. Samo wykonanie miecza i płetwy nie było zbyt trudne, poza jednym drobiazgiem jakim jest wmontowanie w miecz rolki do opuszczania.

Wycięcie kilku elementów ze sklejki, sklejenie ich do kupy, wyszlifowanie – i oto parada moich dokonań.
Uważny obserwator zauważy, że na zdjęciu ukazującym „szycie” kadłuba (patrz częśc 2) zamiast wspomnianego drutu miedzianego użyłem opasek do kabli. Wcześniej używałem drutu, ale opaska wydała mi się równie dobrym, a nawet lepszym rozwiązaniem w mojej konstrukcji.
Na tym etapie zdobywałem umiejętności klejenia i następnie laminowania połączeń. Zakupiłem odpowiednie „szklane” taśmy szerokości 7 i 10cm, ścinki bawełny, by zagęścić żywicę z utwardzaczem i uchronić ją przed spływaniem, co denerwuje dwa razy – podczas klejenia, a potem czyszczenia (strasznie twarde zacieki i niepotrzebnie marnowany czas na czyszczenie upapranej sklejki). Wcześniej zagęszczałem pyłkami ze szlifowanej sklejki, ale wygodniejsza w nakładaniu i obrabianiu (moim zdaniem) jest mikstura ze ścinkami bawełny. Ulubiony wykonawca rockowy umilał mi tę mozolną część budowy. Poszło jak zwykle prawie dobrze… W końcu robiłem to pierwszy raz, więc mógłbym powtórzyć raz jeszcze „gdybym budował jeszcze raz, zrobiłbym to zupełnie inaczej”.
Przyszedł czas na podłogę! Brzmi to jak „koniec wieńczy dzieło”, ale do końca droga była daleka i wyboista. Skąd wziąłem tyle mądrości, by to przewidzieć? Nie wiem do dziś. Ale wcześniej odrysowałem „ruszt” podłogi na kawałku sklejki, co pozwoliło mi na wycięcie podłogi w jednym kawałku. Tu byłem mądrzejszy od projektu, a może bardziej wygodny. Chciałem uniknąć dodatkowego laminowania połączeń i uzyskać ładny kawałek podłogi co jak mniemam udało się i to całkiem nieźle.
Aby nie przesłodzić relacji wyznam już teraz, że na jeden sukces przypada nieproporcjonalnie większa liczba porażek. Zamiast laminować połączenia podłogi z burtami chciałem być cwańszy i jedynie uszczelniłem je sikaflexem. Tutaj powinien zabrzmieć sygnał – jak podczas teleturnieju – informujący o popełnieniu błędu, udzieleniu złej odpowiedzi… Dlaczego? Ciąg dalszy nastąpi…
Category: Spis treści, Technika, Budowa jachtu
Komentarze (0)
Trackback URL | Comments RSS Feed
Brak komentarzy.