Nomadzi wybrzeża, część 1
Jabadabadu!
Na początku był Zlot. Czwarty z kolei zlot proa na jeziorze Jamno, który po raz kolejny stanowił największe zgromadzenie polinezyjskich łodzi na naszej półkuli. Spotkania ze starymi znajomymi, wieczory przy ognisku, ciągnące się do późna, żeglowanie we wszelkich możliwych konfiguracjach załóg…


Pogoda dopisała nawet lepiej niż zwykle. W niedzielę, po raz drugi w dziejach naszych zlotów, udało się odbyć regularną paradę proa na wysokości Mielna. Dziesiątka niezwykłych łodzi, halsujących na świeżym wietrze, stanowiła niezapomniany widok. Nawet mój stary Nietoperz, lubiący silne wiatry, a nie przepadający za falą, był usatysfakcjonowany i pokazał pełnię swoich możliwości, mile zaskakując załoganta.
Jak zawsze, pojawiły się też kolejne, nowe proa. Grzegorz kupił używane P5, tego samego typu co łódka Reto, otaklował je samodzielnie i żeglował z powodzeniem pod żaglem z przezroczystej folii. Niespodziewanym gościem był Paweł, który przywiózł z Warszawy malutkie proa, wykonane z tworzywa – nie z PCV jak Maramara, ale ze znacznie mocniejszego ABS. Łódka Pawła, jeszcze czekająca na nadanie nazwy (ostatecznie została już po zlocie ochrzczona Basso), wydawała się z daleka bliźniaczką Maramara. Z bliska zachwycała kunsztowną konstrukcją pływaka, a na wodzie zadziwiała pozycją sternika, który najlepiej czuł się, siedząc płasko na rufie kadłuba.

Na zakończenie imprezy, już po paradzie, uradziliśmy, że pozwolimy Marcinowi i jego łódce zakosztować słonej wody. Cała ekipa wzięła lekkie proa na ramiona i poniosła je przez Mielno na plażę. Wzbudzając duże i życzliwe zainteresowanie, po krótkim wysiłku dotarliśmy do brzegu morza, które wprost zapraszało do rejsu: pogoda była słoneczna, wiatr niezbyt silny i fala niewielka.




Przesmyk
Urokliwy kanałek, łączący jezioro Jamno z morzem, zmieniał się właśnie nie do poznania. Przegradzano go wrotami sztormowymi, pozostawiając tylko wąski nurt o kamienistym dnie. Andrzej w drodze na zlot, przebywając samotnie tę przeszkodę, paskudnie poharatał stępkę swojej Tavau. Szykowaliśmy się więc na trudną przeprawę, szczególnie dużego i ciężkiego Mata pjoa. Niedzielny rekonesans pokazał wprawdzie, że powinno dać się przepłynąć, ale woleliśmy zabezpieczyć się na wszelkie sposoby.


W tym roku tylko dwa proa popłynęły we wspólny rejs. Trzecia łódź znalazłaby się bez trudu – Wikiwiki była do dyspozycji. Gorzej było z załogą, a jeszcze gorzej – z dostosowaniem prędkości do dwu znacznie szybszych jednostek we flotylli. Ponieważ zaś Janusz na Mata pjoa miał mnóstwo miejsca i rad widział każdą parę rąk do pracy, z przyjemnością dołączyłem do jego załogi.


fot. Robert Hoffman, Janusz Ostrowski, Grzegorz Korczyński, Krzysztof Mnich
Category: Spis treści, Na wiatr
Komentarze (0)
Trackback URL | Comments RSS Feed
Brak komentarzy.