80 lat dziejów żeglarstwa polskiego część 1
Cofnijmy się trochę w czasie i zajrzyjmy aż na Daleki Wschód.
Wiemy tylko tyle, że w latach 1917–1919 powstają i działają pod kierunkiem Józefa Jakóbowicza żeglarskie Drużyny Harcerskie w Charbinie i Władywostoku. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę członkowie tych drużyn organizują w latach 1924–1928 pierwsze obozy szkoleniowe na Helu. W 1919 roku Otton Wailand zakłada w Charzykowych Stowarzyszenie Przyjaciół Żeglarstwa – od 1922 roku Klub Żeglarski. Mamy rok 1924, a więc rok powstania Polskiego Związku Żeglarskiego, a tu praca na terenie kraju wre już na dobre.
Zgłoszony przez PZŻ do regat olimpijskich Edward Bryzemejster zajmuje 12 miejsce. Od tego czasu mimo olbrzymich trudności na jakie napotykało rozwijające się polskie żeglarstwo trudno znaleźć dowody na udział w pokonywaniu ich świeżo powołanego PZŻ. I tak jak dzisiaj, mimo trudności, żeglarstwo i w tym okresie rozwija się, organizowane są obozy szkoleniowe, rejsy turystyczne zarówno śródlądowe jak i morskie, powstają nowe kluby
Będący w kraju już od dwóch lat Antoni Aleksandrowicz i Mariusz Zaruski zakładają Yacht Klub Polski (YKP), z tym drugim jako komandorem na czele. Już po roku (1925 r) dokonują zakupu dwóch jachtów dla celów szkoleniowych: WITEŹ i GRYF o powierzchni ożaglowania 75 m². Od razu Mariusz Zaruski organizuje na jachcie WITEŹ rejs morski do portów Danii i Szwecji. Na Bałtyku pojawia się obok tego jachtu CARMEN , JURAND i GRYF. Wskutek niebywałych wysiłków i olbrzymiej woli (skądś znany nam opór materii) Mariusza Zaruskiego powstaje w 1926 r. Komitet Floty Narodowej. To z jego funduszy zakupiono takie słynne później jednostki jak fregata DAR POMORZA (1900 m²) i LWÓW (1500 m²). Dzięki m.in. wysiłkom Generała Mariusza Zaruskiego zakupiono w 1934 r. ZAWISZĘ CZARNEGO dla harcerzy, doceniając ich prężną działalność w krzewieniu żeglarstwa w odbudowującej się Polsce z tylko 147-kilometrowym dostępem do morza. Dlatego stosunkowo szeroko rozpisuję się o tym okresie, ponieważ to ludzie tamtych czasów dali impuls do tego co stało się później i wśród nich trudno znaleźć nazwiska z Polskiego Związku Żeglarskiego. To nie jest żaden zarzut, myślę, że Związek koncentrował się w tamtych rewolucyjnych czasach na tym do czego namawiamy go i teraz, czyli na żeglarstwie regatowym. Coś w historii przewija się o nieporozumieniach pomiędzy ludźmi faktycznie działającymi na rzecz tworzenia zrębów polskiego żeglarstwa, a pierwszym Prezesem PZŻ Panem Józefem Klejnot-Turskim.
W 1929 r. kończy szkolenie żeglarskie 16-letni wówczas harcerz gdyński Władysław Wagner. Nie wystarczyły mu bałtyckie pływania, marzył o większym świecie. Po długich perypetiach w dniu 19 marca 1932 r. wodują z kolegą jacht ZJAWA z planami odbycia rejsu dookoła świata i już 8 lipca wychodzą w morze, pozostawiając bliskich i znajomych w przekonaniu, że to tylko rejs bałtycki. ZJAWA nie nadawała się do rejsu wokółziemskiego, z czego w pełni zdawał sobie sprawę Władysław Wagner, więc pod osłoną nocy wraca do portu i porywa harcerski jacht ZORZA. Jacht I Morskiej Drużyny Harcerskiej, przerobiony własnymi siłami z kutra badawczego Laboratorium Rybackiego. Nie był to czyn chwalebny, ale ludzie niekonwencjonalni podejmują też niekonwencjonalne działania. Na nowej ZJAWIE dokonuje niebywałych wyczynów. Dość powiedzieć, że 3 grudnia 1933 r. dotarł do Cristobal. ZJAWA nie nadawała się do dalszej żeglugi i nadchodzi nowy etap – zbieranie pieniędzy na nowy jacht, a następnie jego remont. Pisze pamiętnik i artykuły do prasy. Kupuje nowy kadłub i zabiera się do pracy, a 4 lutego 1934 r nową ZAWĘ II woduje i natychmiast zapada na ciężką chorobę. Nareszcie przychodzą pieniądze za pamiętnik i artykuł do prasy, a co ważniejsze przychodzi wiadomość, że harcerze wybaczyli mu brzydki uczynek i obejmują patronat nad wyprawą. Niedługo Wagner traci ZJAWĘ II i 18 kwietnia 1936 r. ląduje na pokładzie parowca NIAGARA w Australii. Po jakimś czasie wskutek działań ludzi dobrej woli i harcerzy z kraju jedzie do Ekwadoru i tam buduje ZJAWĘ III. 9 lipca 1937 r rusza ku Australii i dalej trasą wokółziemską, aby wreszcie 4 lipca 1939 r o godzinie 1620 przeciąć trawers Faro, który ZAWA I przecięła 4 stycznia 1933 r. Krąg wokółziemski zamknął się za Wagnerem, ale dogoniła go wojna. Służy w marynarce handlowej, dwa razy ratuje się z tonących statków. Tak więc szczęście – jakie bez wątpienia towarzyszyło temu wspaniałemu żeglarzowi – nie upuściło go do końca.
Następnym, który wpisał się w historię polskiego żeglarstwa był nomen–omen porucznik ułanów Andrzej Bohomolec i jego jacht DAL. Postanawia na 8,5 m slupie, (45 m2) żagla pokonać Atlantyk. 5 czerwca 1933 r rozpoczyna się ten pełen trudności i niespodzianek rejs. Nie chcieli bić rekordów, więc wybrali trasę pasatową – los sprawił, że droga najłatwiejsza stała się drogą przez mękę (znowu odsyłam do książki). Szczęśliwie 11 czerwca wita ich Nowy York. Jeśli weźmiemy pod uwagę pobyt w Nowym Yorku, dojście kanałami i przez Wielkie Jeziora do Chicago na Światową Wystawę na „Dzień Polski”, to efekt propagandowy tego wyczynu był olbrzymi. DAL zostaje wystawiona w Jackson Park obok kopii SANTA MARIA Kolumba i łodzi wikinga Eryka Czarnego. Potem jacht zostaje oddany Polsce i na pokładzie statku BRONISŁAW LACHOWICZ płynie przez Atlantyk. W Bremerhaven zwodowana, już z załogą wpływa po 47 latach, 20 sierpnia 1980 r. do Świnoujścia a potem do Gdyni, aby ostatecznie stanąć w Centralnym Muzeum Morskim w Gdańsku.
Pierwszy polski samotnik
Samotnych polskich żeglarzy kojarzymy z takimi nazwiskami jak Andrzej Urbańczyk (musiał minąć lata, aby Polski Związek Żeglarski wybaczył kapitanowi Andrzejowi Urbańczykowi jego żeglarskie wyczyny, na które nie otrzymał zgody Związku. Zabroniono mu nawet używania bandery PZŻ), Leonid Teliga, Henryk Jaskuła czy Krzysztof Baranowski. A jednak mieli oni dużo wcześniejszego bohatera. Jest nim urodzony w 1907 r. w Krakowie Erwin Weber. (Nie na darmo Jerzy Kuliński czasami żartuje, że im dalej od morza tym więcej żeglarzy!). Porzucił karierę inżyniera o jakiej marzyła jego rodzina. Dość powiedzieć, że czytanie książek m.in. Alaina Gerbaulta niesie go na Tahiti, gdzie po zmiennych losach pewnego dnia widzi w porcie Papeete piękny slup swego mistrza duchowego z napisem na rufie ALAIN GERBAULT. Wynikiem tego jest przebudowany z kutra (za pieniądze pożyczone od rodziny)
na oceaniczny kecz jacht FARYS. Dzień 29 luty 1936 r. jest jedną z dat historycznych dla polskiego żeglarstwa, w tym bowiem dniu, FARYS pod polską banderą wyszedł z Papeete z pierwszym polskim samotnikiem na pokładzie. Pełna przygód włóczęga po Pacyfiku od Tahiti przez wyspy Bora-Bora, Ratoronga, Pago-Pago, Wyspy Samoa i Fidżi, aż do Auckland w Nowej Zelandii, po przebyciu 3200 mil w tym 1000 mil samotnej żeglugi, kończy się 8 listopada. Plany ponownej żeglugi na wyspy Tonga, jaką rozpoczął 1 maja 1938 roku nie powiodły się. W sztormie z 17 na 18 maja traci zegarek i musi zawracać. Po dwóch tygodniach ciężkiej żeglugi ponownie zawija do Auckland i definitywnie żegna się z jachtem i żeglugą.
Niedokończony rejs POLESZUKA
Wielkimi krokami zbliżała się światowa zawierucha, w jej cieniu harcerze-żeglarze ciągle myśleli jak tu powiększyć swoją flotę. Kiedy na konto Kierownictwa Harcerskich Drużyn Żeglarskich wpłynęła kwota 8787 zł zebrana przez biedny poleski okręg Ligi Morskiej i Rzecznej nie zastanawiano się ani chwili i kupiono wystawioną na sprzedaż w Gdyni motorówkę przemytników o dźwięcznej nazwie CERRA MARENA, co po polsku znaczy „Kochaną Ojczyznę” (mieli poczucie humoru ci przemytnicy).
Harcerze przebudowują motorówkę na kecz. Jego wyporność wynosi 29 ton i niesie 100 m2 żagli. Możemy sobie wyobrazić zdolności żeglugowe takiej jednostki, przerobionej z szybkiej motorówki! Jednak nie przerażało to harcerzy – planują na tej swoistej arce płynąć wzdłuż brzegów Europy i Afryki do Ameryki. Nie mogę tu pominąć niespotykanego ani wcześniej, ani później sposobu prowadzenia jachtu. Otóż na jachcie nie było kapitana tylko komendant organizacyjny wyprawy. Funkcję kapitana pełnili kolejno członkowie wyprawy, a ważniejsze decyzje zapadały większością głosów. Może wielu współczesnych kapitanów, szczególnie tych „ortodoksyjnych” nie może sobie wyobrazić tej sytuacji, ale ja wywodząc się z harcerstwa (tego przed 1949 r) wyobrażam to sobie doskonale. Do załogi należą Mścisław Wróblewski i Ludwik Walasik, w ostatniej chwili włączony śląski żeglarz Fryderyk Tomczyk, jeszcze później dołączył Julian Romotowski. Po szczegółowy opis rejsu odsyłam zainteresowanych do źródła, tu dość powiedzieć, że wybranie tej trasy pod kątem możliwości tego jachtu oraz rozsądek i nie wykazywanie brawury zdały egzamin i POLESZUK kolejnymi skokami zalicza porty Europy na Bałtyku, Morzu Północnym i Atlantyku, aby przeskoczyć do Casablanki, Mogadoru, Las Palmas, Dakaru i Conakry w Afryce Zachodniej. Stamtąd trasa przez Atlantyk wiodła do Georgetown (Gujana Brytyjska) i kolejno przez Barbados, San Domingo, Havanę do Miami i wreszcie do Nowego Yorku. Nowy York osiągnął POLESZUK w dniu 21 lipca. Tam przeżyli najgorszy swój sztorm na lądzie. Względy polityczne sprawiły, że Konsulat Polski w Stanach postanowił wykorzystać przybycie POLESZUKA w celach propagandowych. Postanowiono po wystawienie jachtu na Światowej Wystawie w Nowym Yorku skierować go trasą DALI Bohomolca do największego skupiska Polaków, do Chicago. W ten sposób potrzeby kraju, propagandy potrzebnej dla uzyskania pomocy przed grożącym Polsce faszyzmem, położyły kres planom harcerzy, aby popłynąć dalej do Australii i zaliczyć okrążenie kuli ziemskiej. Wojna zastała ich 1 września w Clevelend i świadomość tego kładła się olbrzymim cieniem na ich dalszą drogę do Chicago, gdzie ostatecznie zacumowali 18 września. Pozostawiają Tomczyka by pilnował jachtu – pozostali podejmują swój patriotyczny obowiązek. Na szczęście wszyscy wojnę przeżyli.
Na tym kończą się dzieje przedwojennych wyczynów polskich żeglarzy, które były przedmiotem podziwu i uznania nie tylko rodaków, ale i ludzi morza na świecie. Losy wojenne wielu z tych żeglarzy są wzorem patriotyzmu i poświęcenia dla Ojczyzny. Im jesteśmy winni pamięć i szacunek zawsze.
***
Autor na podstawie książki „Polskie jachty na oceanach” Aleksandra Kaszowskiego i Zbigniewa Urbanyi (Wydawnictwo Morskie, Gdańsk, 1981) cykl opracował i własnymi uwagami opatrzył.
Category: Spis treści, Na wiatr
Komentarze (0)
Trackback URL | Comments RSS Feed
Brak komentarzy.