Z Wielenia ku morzu część 1

| 03/01/2013 | 0 Komentarzy

Autor: Wiesław Frąckowiak

Od kiedy pamiętam, gdy tylko się dowiedziałem, że wszystkie rzeki płyną do morza, to też chciałem płynąć wraz z nimi. Jako dziecko w czasie wakacji budowałem tratwy, aby spłynąć rzeką. Po paru dniach poddawałem się i rezygnowałem z budowy. Pomysł jednak tkwił gdzieś w marzeniach. Czas mijał; kolejne plany – a to dętką, to pontonem, kajakiem, łódką – wszystko upadało z braku czasu i konkretnego planu. Wiele planów ulega zapomnieniu, ale idea niezrealizowana, gdy są już możliwości realizacji, powraca… A może by tak popłynąć z Wielenia rzekami do morza. Z Kostrzyna do Bydgoszczy jest droga wodna E70. Z Wielenia Notecią, dalej Wartą do Odry i do morza. Noteć jest trochę wąska, ale już Warta jest na tyle szeroka, że można by płynąć na zaglach. Cała trasa to płynięcie z nurtem rzek, czyli podróż w jedną stronę. Koszt całego przedsięwzięcia nie byłby zbyt duży. Sprzęt biwakowy już jest, prowiant też nie jest dużym problemem, tylko transport łódki i finanse z tym związane to problem. Do Wielenia jeszcze blisko. Zalew Szczeciński, to jakieś trzysta kilometrów, i to jest dopiero problem z transportem. Rozbuchało mi się w marzeniach, aż do pływania po morzu, ale z drugiej strony czy wytrzyma łódka i czy żagle się nie rozlecą na wietrze? To wszystko przecież sam budowałem i żagle z materiału ze “szmateksu” sam sobie szyłem. Kolejny problem to mosty, pod którymi popłynę, ich wysokość.

Wieleń - tuż po wodowaniu

Wieleń – tuż po wodowaniu

Czas mija szybko, a ja mam coraz większe wątpliwości i problemy. Byłem na wodzie sam, przetestowałem łódkę i jestem zadowolony. Są jeszcze szczegóły do poprawki, ale daje się płynąć samemu. Cały dzień padał deszcz, patrzyłem i zastanawiałem się, jak płynąć i co robić przy takiej pogodzie. Parę minut i już byłem przemoczony. Jak się wysuszyć i jak ogrzać, przy takiej pogodzie. Siedzieć w kabinie i czekać na poprawę pogody? Albo płynąć na wiosłach pod rozciągniętym baldachimem. Kurtka tylko tochę chroni od deszczu. W końcu jest urlop, łódka na wózku, bety w środku. Płynę!

Wyruszyłem z Wielenia Notecią z nurtem na wiosłach. Silnika się jeszcze nie dorobiłem, a na naszych małych jeziorkach jest zakaz używania silników. Na jeziorze wiosła mi spokojnie wystarczały, są skuteczne i nie nawalają – samo zdrowie. Na rzece po kilkudziesięciu metrach zrezygnowałem z wiosłowania i dałem się nieść. Wiosła służyły do utrzymania się w nurcie. Jak jedno wyskoczyło z dulki to wpadłem na pomysł wiązania ich krótką linką do knagi w kokpicie i po problemie. Pełna sielanka i ciągła kontrola nad spływaniem. W nurcie bez prędkości nie ma sterowności. Po jeziorach ciężko się do takiej sytuacji od razu przyzwyczaić, łodka płynie zupełnie inaczej. Pierwszy dzień i od razu od słońca do burzy, cały przekrój pogodowy. Nadchodząca chmura poganiała mnie przy pokonywaniu śluzy, wszystko prawie biegiem. Burzę przeczekałem przy brzegu schowany w kabinie. Po wszystkim, wylałem wodę z kokpitu i dalej w drogę.

W śluzie

W śluzie

Same śluzy to ładne, zadbane miejsca, no i te opłaty za śluzowanie (3,75 zł). Brzegi rzeki przesuwają się leniwie, pełna sielanka, opuszcza napięcie po wodowaniu. Tutaj daleko od miasta rzeka jest czysta, brzegi zarośnięte, bez śladów wędkarzy. Chwilami powiewa wiaterek, że aż cofa łódkę pod prąd. Przy obiedzie miałem przygodę – rozlany krupnikiem na spodniach. Konieczne było pranie i sprzątanie na samym początku rejsu. Spodnie schły przywiązane na maszcie, fajnie musiały wyglądać. Z przejęcia zapomniałem gdzie jest aparat, aby to uwiecznić. Deszcz szybko mnie wygonił z tym suszeniem do kabiny. Zastanawiałem się już, czego nie zabrałem, na razie brak mi kotwicy i ocieplacza.

Kolejny dzień i kolejne mosty. Drezdenko. Środek lata a ja marznę w golfie, kurtce i ocieplanych spodniach. W kabinie milutko, ciepło i nie wieje. Wiatr gwiżdże na wantach, ster od czasu do czasu poskrzypuje jak na starym żaglowcu. To ma swój urok. Wiatr taki, że i ślimak na patyku mnie wyprzedził. Było kawałek z wiatrem z boku i udało się postawić żagiel. Ale jazda, dogoniłem ślimaka, no i rzeka skręciła. Kolejny most i kolejne kładzenie masztu. Pierwsza awaria, spadła linka z rolki na topie. Ćwiczenia z kładzenia masztu i wymiana linki na grubszą, oczywiście po wyskoczeniu na brzeg. Od razu się rozgrzałem od tej gimnastyki. Kolejna noc gdzieś przy krzaku. Teraz dopadły mnie komary. Rzeka szersza, rzadziej zaliczam brzeg, leniwy spływ z nurtem, łódka sama płynie.

Santok

Santok

Krótki postój po zaopatrzenie w Santoku. Następny będzie Gorzów. Planuję przeskoczyć szybko bez żadnych sensacji, po cichutku. Za Santokiem złapałem wiaterek, który mnie niósł pod sam Gorzów. Zwinąłem żagle i położyłem maszt, zostały mi wiosła.

Gorzów Wielkopolski – bulwary

Gorzów Wielkopolski – bulwary

Za Gorzowem to już i wiatr sprzyjał. Dużo wędkarzy po brzegach i krzyczą jak za blisko brzegu się przepływa. Krótkie halsy środkiem i to zdziwienie, że wiry i nurt znoszą łódkę. Nigdy nie wiadomo ile zdryfuje z kursu, zawsze jest inaczej. Podpatrzyłem urządzenie samo przerzucające foka, na razie działa i odeszło operowanie tym żagielkiem. Na wiosłach nurt trzymał i kręcił jak chciał, ale to nic nie przeszkadzało. Na żaglu cały czas muszę pilnować steru i nie ma już czasu na nic. Tutaj doceniłem knagi szczękowe. Szybko można nimi operować, szczególnie wypiąć linkę. Pytają mnie ludzie, dokąd płynę i gdzie mam silnik? Odpowiadam, że wiosła muszą wystarczyć, a płynę do morza, do Świnoujścia albo do Szczecina. Słońce świeci i to teraz jest najważniejsze.

Kolejna awaria na wodzie, przygoda. Nie wiem, dlaczego lewa wanta się wypięła z karabińczyka i musiałem bardzo szybko ją podpiąć. Maszt z żaglem giął blachy i chciał się wyrwać z śrub na dachu kabiny. Wszystko skończyło się na strachu. Wniosek – nie może być żadnych dodatkowych linek na tym karabińczyku.

Spotkałem takie miejsce gdzie woda z Warty ucieka. To małe strumyki w boki na łąki i bagna. Tą wodę uciekającą to nawet słychać, bo ładnie szemrze przelewając się na boki. W niedzielę dopływam do Kostrzyna i cumuję w przystani Delfin. Ładnie tutaj i spokojnie. Zakupy, spacer z butlą na wymianę i dalej w drogę. Tutaj wszyscy z silnikami.

Przystań Delfin

Przystań Delfin

Tags: rejs

Category: Spis treści, Na wiatr

Komentarze (0)

Trackback URL | Comments RSS Feed

Brak komentarzy.

Zostaw komentarz

WP Like Button Plugin by Free WordPress Templates