W poszukiwaniu Geoffreya Williamsa cz. 1

| 12/05/2015 | 0 Komentarzy

Miałem dziesięć lat…

Miałem wtedy co prawda nie dziesięć, ale pewnie dwanaście lat. Pamiętam, że było to w czasie wakacji, kiedy wpadła mi w ręce książka “Sir Thomas Lipton zwycięża“.

Okładka książki Geoffreya Williamsa (ze strony  http://kormoran.sklep.pl )

Okładka książki Geoffreya Williamsa (ze strony http://kormoran.sklep.pl )

Wychowałem się na tej książce. To ona, chyba w największym stopniu, pokazała mi, jak ekscytujące mogą być jachty i żeglowanie, ale także jak rozmaite i niezwykłe konstrukcje można stworzyć w tej dziedzinie. Nawet o proa dowiedziałem się właśnie wtedy, ze zdumieniem przyglądając się zdjęciom “Cheersa“. Może także, nie zdając sobie sprawy, już wówczas wchłonąłem przesłanie, że nie trzeba być Wielkim Wilkiem Morskim, żeby przeżyć wspaniałą przygodę i czegoś w żeglarstwie dokonać.Do lektury wracałem wielokrotnie, za każdym razem zauważałem nowe wartości i smaczki, do dzisiaj uważam, że jest to jedna z najlepiej napisanych relacji żeglarskich. Musiało jednak minąć wiele lat, zanim zadałem sobie oczywiste pytanie: co stało się z jej autorem?

Historia i legenda

Historia zdarzyła się latem 1968 roku, lepiej nam znanego z zupełnie innych wydarzeń. Dla żeglarzy był to jednak rok wielkich regat oceanicznych: 1 czerwca startowały trzecie już regaty samotnych żeglarzy przez Atlantyk.

Po raz pierwszy impreza ta odbyła się 8 lat wcześniej z inicjatywy brytyjskiego żeglarza, komandosa z czasów wojny i awanturnika, Herberta “Blondie” Haslera. Legenda głosi, że założył się on o półkoronówkę z Francisem Chichesterem, który z nich szybciej przepłynie w pojedynkę północny Atlantyk ze wschodu na zachód, pod wiatr i prąd.

Legenda legendą, faktem jest, że obaj dżentelmeni wystartowali – wraz z trójką innych uczestników – w regatach, nad którymi patronat objęła gazeta “The Observer”. W owych czasach samotna żegluga była jeszcze mało znaną egzotyką, oceaniczne regaty samotników wydawały się przedsięwzięciem niezbyt rozsądnym, a trasa przez sztormowy północny Atlantyk, w dodatku pod wiatr – zupełnym szaleństwem.
Jednak czterech z pięciu zawodników dopłynęło do celu, zwyciężył Francis Chichester na jachcie “Gipsy Moth III“, rozpoczynając serię swoich żeglarskich wyczynów.

Jacht

Jacht “Gipsy Moth III (ze strony http://www.classicboat.co.uk )

Regaty OSTAR (Observer Single-handed Trans-Atlantic Race) postanowiono powtarzać co cztery lata. Pozostałyby one może towarzyską zabawą Brytyjczyków, gdyby nie żyłka sportowa francuskiego oficera marynarki, Erica Tabarly’ego. Potraktował on transatlantyckie regaty jako wyścig z prawdziwego zdarzenia, wystartował na ponad 13-metrowym jachcie “Pen Duick II“, wybudowanym specjalnie w tym celu, o wyraźnie regatowym charakterze. Na trasie utrzymywał cały czas jak największą prędkość… i wygrał, w doskonałym czasie 27 dni, pozostawiając o prawie 3 dni w tyle drugiego na mecie Francisa Chichestera.

"Pen Duick II" (wg Wikipedii francuskiej)

“Pen Duick II” (wg Wikipedii francuskiej)

Francja powitała Tabarly’ego jak bohatera, prezydent de Gaulle odznaczył go orderem Legii Honorowej, a morskie regaty zaczęły być traktowane jak francuski sport narodowy – czego skutki obserwujemy do dzisiaj.
Dla regat OSTAR wyczyn Tabarly’ego stał się niemniej przełomowy – w następnej edycji udział wzięło już ponad 30 zawodników, wielu o wyraźnie wyścigowych ambicjach. Do przeszłości należały rozważania, czy pojedynczy żeglarz może obsłużyć jacht dłuższy niż 10 metrów, na starcie stanęły jednostki kilkunastometrowe, będące szczytem ówczesnej techniki regatowej. A także, coraz śmielej, wielokadłubowce.

Tags: Eric Tabarly, Francis Chichester, Geoffrey Williams, Gipsy Moth, Herbrt Hasler, Pen Duick, regaty OSTAR 1968, sir Thomas Lipton

Category: Spis treści, Na wiatr, Mesa

Komentarze (0)

Trackback URL | Comments RSS Feed

Brak komentarzy.

Zostaw komentarz

WP Like Button Plugin by Free WordPress Templates