w poszukiwaniu doskonałości
Ostatnio zrobiło się jakoś głośniej o bezkabinowych mieczówkach. Jedni poszukują ich po drugiej stronie lustra, inni zwyczajnie chcą na nich zarobić, widząc nie zajętą jeszcze niszę rynkową, a jeszcze inni sami nie wiedzą, czemu właśnie takie łodzie ich ciągną. Szkoda, że jakoś na wodzie widać mało efektów tego zainteresowania.
Ponieważ pływam na łódkach bezkabinowych, także rysuję je i buduję chyba od zawsze, chciałbym podzielić się swoimi przemyśleniami na ten temat. Mieczówkom, niezależnie od ich wielkości i mniej lub bardziej regatowego charakteru, stawiam niezmiennie trzy wymagania.
Przede wszystkim więc muszą dobrze pływać. Łódź bezkabinowa nie wymaga kompromisów na rzecz mieszkalności, więc niedostatków w zakresie pływania nie można potem tłumaczyć wygodnym wnętrzem. Łódka taka nie służy absolutnie niczemu innemu, jak tylko czerpaniu przyjemności z samego żeglowania i jej zachowanie na wodzie musi być najważniejsze. Tu nie chodzi o prędkość, lecz bardziej o właściwe zrównoważenie, wygodne balastowanie, czy precyzyjnie działający ster i wiele innych, trudnych do nazwania cech, które sprawiają, że łódką chce się pływać. Do tych subtelności nie da się dojść dumając przed ekranem komputera, lecz wyłącznie korzystając z doświadczenia zdobytego z opływania wcześniejszych, podobnych konstrukcji.
Każdy jacht, także ten bezkabinowy, musi być elegancki. Nie ładny, lecz właśnie elegancki, bo rzecz ładna niezmiennie związana jest z kiczem. Bez zbytnich ekstrawagancji, ale o nowoczesnych kształtach i proporcjach. Zaprojektowany w oparciu o rzetelną wiedzę – nie żeglarskie przesądy, ale miły dla oka i nawiązujący do sprawdzonych, klasycznych rozwiązań.
Wreszcie, łódź bezkabinowa bardziej niż jakakolwiek inna, musi mieć klarowną konstrukcję i być naprawdę prosta w budowie. Prosta, lecz nie prymitywna, bo tylko to, co proste i użyteczne jest warte uwagi. Nie ma więc miejsca na choćby tylko jedną rzecz zbędną, a każdy element, szczegół lub nawet pojedynczy gwóźdź musi mieć swoje miejsce i uzasadnienie. Nic sztucznego i nic na pokaz – żadnych dekoracji, bezsensownie powyginanych kształtów, wydumanych i niesprawdzonych rozwiązań. Warto zastanawiać się wiele dni, by w końcu zrobić coś jeszcze prościej.
Aktualnie na CYTRYNOWYM KOCIE wyschła już ostatnia warstwa lakieru, są przykręcone okucia, jest gotowy maszt i bom, a za oknem robi się coraz cieplej. Aż się boję… Bo w realnym świecie nie ma przecież rzeczy doskonałych, a doskonałe jachty są tylko w opisach redagowanych przez ich konstruktorów – zwłaszcza te, które jeszcze nie pływają i często nigdy nie dotkną wody.
fot. Radosław Werszko
Category: Spis treści, Technika
Od zawsze chciałem Ci pogratulować tej pięknej łódki
Jeśli pływa tak jak wygląda to :
czapki z głów 🙂
Jesteś dzięki niej (ARDA)
w moim rankingu
w czołówce krajowej:
zaraz obok
Stefana Eknera (za Raqtime)
i Tomka Łukawskiego (za Georgia Lee)
Dzięki!