punty, scow boats i “rozwój gospodarczy”
Autor: Grzegorz Wilkin
Jakiś czas temu z ogromną przyjemnością przeczytałem w magazynie Port21.pl artykuł Krzysztofa Mnicha “Kaczodziobe dinozaury”. Zaczęła mnie dręczyć dokuczliwa myśl – przecież ja coś takiego widziałem, tylko to było dużo, dużo większe od przeciętnych jachtów. Gdzie to było? Chwila wysiłku i wróciła pamięć utrzymanego w pastelowych tonacjach złoto-błękitnego krajobrazu okolic San Francisco.
W tym momencie prosiłbym wszystkich czytelników o sięgnięcie do atlasów i odnalezienie mapy Kalifornii. Proszę sobie wyobrazić ok. 500 tysięczne miasto San Francisco na przełomie XIX i XX wieku. Miasto oddzielone od żyznych farm, łąk i pól Zatoką San Francisco, przez którą nie prowadziły jeszcze imponujące mosty Golden Gate ani Bay Bridge.
Potęga amerykańskiego przemysłu samochodowego jeszcze się nie narodziła i transport mechaniczny zapewniany był głównie przez kolej, zaś po wodach zatoki pływał kolejowy prom.
Poza tym podstawę transportu stanowił poczciwy koń. I teraz znów wyobraźmy sobie San Francisco Francisco tego okresu, gdzie „zatrudnionych” było ok. 50 tys. koni, jak wiadomo odżywiających się głównie sianem, a siano trzeba dostarczyć. A czym – najwygodniej wodą, bo przez Zatokę San Francisco jest najkrócej. A ludzie jeść też muszą, miasto się rozbudowuje, a okoliczne farmy potrzebują różnych wytworów przemysłu…

Wąskim gardłem w transporcie był prom kolejowy. Na zdjęciu przystań promu kolejowego w San Francisco, fot. Grzegorz Wilkin

Tłok jak we współczesnej marinie, fot. San Francisco Maritime National Historical Park www.nps.gov/safr/local/alma.html
No i tak to wyglądało… W szczytowy okresie rozwoju tej formy transportu po Zatoce kursowało około 500 „siennych” szkunerów (hay schooners). Dostarczały do gwałtownie rozwijającej się w okresie „gorączki złota” metropolii wszystko – począwszy od siana na materiałach budowlanych i jajkach skończywszy.
A skąd to skojarzenie z „kaczodziobymi dinozaurami”?
Proszę przyjrzeć się ilustracjom. Prosto zakończona linia kadłuba na dziobie, „płaskodenna” linia dziobu – toż to punt w każdym calu! Amerykanie nazywali tę forme kadłuba za Holendrami „scow” (z holenderskiego – schouw). Dlaczego taka, wydawałoby się dość niezgrabna, forma kadłuba została wybrana?
To proste i niesłychanie racjonalne (tak, tak, kolejny raz możemy podziwiać „praktyczność” Amerykanów) – płaskodenny, szeroki kadłub umożliwiał wchodzenie tych jednostek na przybrzeżne płycizny. W porze odpływu statek znajdował się praktycznie na suchym lądzie i wtedy następował załadunek. Wyładunek – albo w porcie, albo też na brzegu. Zaleta jest oczywista – załadunek i wyładunek odbywać się mógł bez nabrzeży portowych. Nie do pogardzenia była również duża powierzchnia płaskiego pokładu. A tak w ogóle „scow schooners” wcale nie były brzydkie. Patrząc na model szkunera trzeba przyznać, że linie kadłuba są całkiem zgrabne.
Wracając do trochę mniejszych jednostek – Scientific American z roku 1876 roku radzi jak zbudować łódkę za 3 dolary. I jest to oczywiście punt! Nic prostszego do pływania chyba już nie ma, a zbudować taki okręt może każdy, kto ma deski gwoździe, linijkę i piłę. To na razie tyle na temat wpływu puntów na gospodarczy rozwój USA.
Serdecznie dziękuję za udostępnione materiały dokumentalne:
I am deeply grateful for the acces to the documentary material:
Lynn Cullivan from San Francisco Maritime National Historical Park www.nps.gov/safr/local/alma.html
Mr Jay Ailworth www.strangebirds.us
Mr John O. Kopf http://home.att.net/~kopfj/ShipModels/ScowScooner
Mr Alvis Hendley from www.noehill.com
Category: Spis treści, Na wiatr, Technika
Komentarze (0)
Trackback URL | Comments RSS Feed
Brak komentarzy.