Łódź na skalę naszych możliwości część 6

| 07/05/2012 | 0 Komentarzy

Oczko mu się odlepiło! Temu misiu!

Kiedy proa spoczęło na wodzie, wydawało się, że wszystko jest w porządku. Przystąpiliśmy do stawiania masztu… i wtedy okazało się, że wcale nie jest w porządku. Gdy bowiem usiadłem na ławeczce i chciałem sięgnąć do wanty, pływak poszedł pod wodę i o mało się nie skąpałem.

Pływak w proa znajduje się po stronie nawietrznej i stanowi balast. Teoretycznie nie musi mieć dużej wyporności. Ba – niektórzy twierdzą, że nie powinien mieć dużej wyporności, bo wtedy zbyt ostro reaguje na fale. Pod wpływem tych opinii zmniejszyłem rozmiary pływaka z pierwotnie projektowanych 4 do 3.2 metra, które wydawały mi się pasować do rozmiarów kadłuba. Tyle, że zmniejszenie wymiarów pływaka o 1/5 oznacza zmniejszenie jego wyporności prawie o połowę, a nieco inne od zakładanego ugięcie sklejki także odjęło jej kilka procent.

Na proa ze zbyt małym pływakiem da się żeglować, tyle że jest to niewygodne. Ławka podmasztowa jest naturalnym miejscem dla dwuosobowej załogi w czasie zwrotu – na Wikiwiki ledwo utrzymywała mój ciężar. Wyjście na pomost w celu poprawienia wanty wymaga balastowania przez resztę załogi. Głupi błąd projektowy sprawił, że zamiast łatwej w obsłudze, grzecznej łódki szkolnej zbudowaliśmy jednostkę raczej, hm… wyczynową.

Robiąc dobrą minę do złej gry, zabraliśmy obie matki chrzestne w rundę honorową – na wiosłach, za to z demonstracyjnymi zmianami kierunku pływania. Potem zaś zaczęliśmy się zastanawiać, czy w ogóle podnosić żagiel. Janusz był sceptyczny, ja mimo wszystko chciałem zobaczyć swój okręt w akcji. Postanowiliśmy, że postawimy żagiel, ale przy innym pomoście, który nie będzie zapełniony ludźmi. Do załogi dołączył Jurek (Wojtek z ojcem zostali na brzegu i zrobili nam wspaniałe zdjęcia) i przewiosłowaliśmy do pomostu po drugiej stronie kanału. Postawiliśmy żagiel (oczywiście jedna z lin była źle przełożona i wymagała poprawki) i wykonaliśmy kilka halsów po porcie.

Z trzyosobową załogą, przy słabym wietrze i gładkiej wodzie, proa spisywało się bez zarzutu. Przepłynęliśmy pod mostem, pohalsowaliśmy przed zgromadzoną publicznością, demonstrując sposób wykonywania zwrotów, w końcu dołączyliśmy do rozpoczynającej się właśnie parady jachtów. Jako jedyni płynęliśmy pod żaglem, przynajmniej na kursie z wiatrem. Pod wiatr nie mieliśmy chęci halsować, po sporym odcinku wiosłowania z wdzięcznością przyjęliśmy podany z jachtu hol. Podczas drugiej rundy po porcie zobaczyliśmy, że płynie w naszym kierunku motorówka policyjna.
-Łódź polinezyjska, proszę zejść z trasy parady! – usłyszeliśmy przez megafon – jeśli chcecie płynąć, trzymajcie się za dalbami!
Tak też uczyniliśmy.

Zadanie było wykonane. Pozostało jeszcze tylko znaleźć ludzi z Pałacu Młodzieży i przekazać im łodzie. Mnie jednak cały czas dręczyło zachowanie się pływaka. Może przecieka i nabrał wody?… Dopiero wieczorem policzyłem jego wyporność, obciążenie i zrozumiałem swój błąd.

…który sobie zgnije, do jesieni na świeżym powietrzu i co się wtedy zrobi?

O dziwo, człowiek z Pałacu Młodzieży znalazł się na kei. Bardzo się zdziwił, dowiedziawszy się że coś dla nich mamy. Jego podopieczni stali jachtem po drugiej stronie portu, tuż przy moście. Też się zdziwili, że ktoś coś dla nich robił i że mogli się do tego przyłaczyć. Teraz wszyscy byli trochę zakłopotani i zmartwieni, co też mają z tym fantem zrobić.

Wikiwiki został przycumowany do jachtu, który miał odholować go po imprezie do przystani Pałacu. W namiocie pozostał niedokończony Tavau. Zmotywowany przez panią Mirę, odbiorca zaczął organizować transport. Wkrótce przyjechała furgonetka, załadowaliśmy wszystkie pozostałe bambetle, a pan Sebastian z przerażeniem w oczach wysłuchał, co pozostało jeszcze do zrobienia. Zdaje się, że to przedsięwzięcie go przerastało… Umówiliśmy się na kontakt telefoniczny w najbliższej przyszłości.

Jakkolwiek było, to już koniec! Usiedliśmy w pustym namiocie z Januszem i Jurkiem (Dorota i Hania musiały wyjechać wcześniej, a Wojtek z ojcem też się śpieszyli), racząc się pozostałą po budowie colą. Czekało nas jeszcze sprzątanie, demontaż Pjoa, które po próżnicy odbyło podróż do Szczecina, i długa droga powrotna.

Z Pałacem Młodzieży (w międzyczasie zmienił nazwę i przynależność organizacyjną) kontaktowałem się od tego czasu kilkakrotnie. Za każdym razem wyrażali zainteresowanie i chęć dalszej współpracy… byle nie teraz. Nie przypuszczam, żeby ktokolwiek po nas pływał na Wikiwiki, a pewien jestem, że nikt nie dotknął się do niedokończonego Tavau. Nie mam też pewności, czy łodzie w ogóle umieszczono w godziwych warunkach, w których mogły przetrwać zimę.

Dla Szczecina “łódź polinezyjska” była jednym, drobnym punkcikiem w programie i budżecie festynu. Sama w sobie do niczego niepotrzebna, tylko do tego, żeby prasa mogła napisać o morskim charakterze imprezy.

Dla nas było to bezcenne doświadczenie. Udało się zbudować jedną łódź w trzy tygodnie, drugą w (nie licząc przygotowań) dwa dni. Technologia doskonale się sprawdziła, byłaby idealna do budowy większego proa. Projekt również się sprawdził, pod warunkiem powiększenia pływaka. Setki ludzi miało okazję zobaczyć proa w akcji…

Epilog: zamiast protokołu zniszczenia

Pewnego dnia, następnej wiosny, zadzwonił telefon. Andrzej, instruktor żeglarski ze Szczecina, chciał poznać szczegóły techniki żeglowania na proa. Zainteresowała go stojąca bezczynnie w hangarze Wikiwiki, zwodował… i właśnie doskonalił swoje umiejętności posługiwania się tą dziwną jednostką.

Okazało się, że właściciele proa co prawda nie mieli pomysłu na jego wykorzystanie, ale nie dopuścili do zniszczenia łodzi. Prawdę mówiąc, obawiali się ją dotknąć i rozwiązać na części do zimowania, wstawili więc w całości do hangaru, zapewne klnąc i złorzecząc na ilość miejsca zajmowaną przez rozłożyste proa. Na wiosnę, gotowa do żeglugi, Wikiwiki trafiła w ręce Andrzeja, który błyskawicznie “złapał bakcyla”.

Spotkaliśmy się latem, na pierwszym ogólnopolskim zlocie proa nad jeziorem Jamno. Organizatorem zlotu był nie kto inny jak Jurek, budowniczy i armator Te puke i członek załogi w pierwszym rejsie Wikiwiki. W międzyczasie nie dawał mi spokoju problem wielkości pływaka. Narysowałem nawet jego powiększoną wersję… w końcu jednak wymyśliłem rozwiązanie najprostsze: należy przywiązać ławeczki dla załogi bliżej osi kadłuba, tak żeby ciężar żeglarzy w mniejszym stopniu obciążał pływak. Montując Wikiwiki na początku zlotu wypróbowaliśmy tę ideę – z doskonałym wynikiem. Łódź stała się tym, czym miała być od początku – łatwym w obsłudze, posłusznym i dzielnym proa szkolnym.

Andrzej pokazał się na zlocie jako znakomity sternik proa, wożąc między innymi ekipę telewizyjną z kamerą i całym sprzętem. Wikiwiki przepłynęła parę kilometrów po Bałtyku, w tym kawałek przy ponad metrowej wysokości fali z pół burty. Żeglowała nadspodziewanie sucho i pewnie, a mały pływaczek pokazał w tych warunkach swoje zalety, przebijając się przez fale. Rejs zakończyliśmy co prawda efektowną wywrotką w przyboju, ale to wyłącznie wina sternika (czyli moja).

Po zlocie Wikiwiki pozostała nad Jamnem, trafiając po pewnych perturbacjach do drugiego z organizatorów zlotu, Krzyśka, właściciela biura turystycznego “Masz wakacje”. Andrzej postanowił natomiast dokończyć budowę Tavau.

Następnej wiosny drugie proa zostało zwodowane na festynie w Bydgoszczy, a w kilkanaście dni później, na drugim już zlocie proa, bliźniaczki Wikiwiki i Tavau spotkały się wreszcie razem pod żaglami.
Po zlocie zaś Andrzej wsiadł po prostu w swoją łódź i wrócił morzem do Szczecina…

…i to nie jest nasze ostatnie słowo!

Śródtytuły pochodzą z filmu “Miś” Stanisława Barei
Zdjęcia: Dorota Michalska, Krzysztof Mnich, Wojciech Just, Krzysztof Tuz, serwis wSzczecinie.pl, serwis Swieszyno.com

Tags: budowa jachtu, jachty drewniane, kleszcze kraba, proa

Category: Spis treści, Na wiatr, Budowa jachtu

Komentarze (0)

Trackback URL | Comments RSS Feed

Brak komentarzy.

Zostaw komentarz

WP Like Button Plugin by Free WordPress Templates