kartka z wakacji: pływałem na proa

| 14/07/2005 | 0 Komentarzy

W niedzielę miałem okazję popływać sobie na prawdziwym, tradycyjnym, mikronezyjskim proa!

Janusz Ostrowski skończył wreszcie swoje dzieło po 3 latach projektowania i budowy, wodowanie było już dwa tygodnie temu, ale teraz otaklował i ożaglował. Oczywiście osprzęt typu “kleszcze kraba”. Sterów nie zdążył dorobić, sterowaliśmy jak Mikronezyjczycy, wiosłem i oczywiście wyważeniem.

Proa gotowe do wypłynięcia wyglądało naprawdę imponująco: plaża, woda, smukła łódź z wielkim żaglem, palmy i wahiny… Męska część ekipy była jak widać w strojach organizacyjnych, tzn. spódniczki i gołe torsy. Zwodowaliśmy łódź w estuarium rzeczki Rządzy nad Zegrzem, na plaży otaklowaliśmy i zaczynamy próby.

Wiało zero w porywach do dwóch zer, w sam raz na ćwiczenia w robieniu zwrotów. Łódka płynie. Ładnie, szybko, jest świetnie zrównoważona. Lekką nawietrzność kompensuje się przejściem załogi bliżej rufy i (przy tym wietrze) bliżej zawietrznej burty. Wiosło sterowe rzadko było potrzebne. Raz tylko udało nam się poważnie przeostrzyć, ale przejście załogi na dziób i na zawietrzną oraz parę ruchów wiosłem załatwiło sprawę.

Za to pierwszy zwrot to był koszmar. Trwał chyba ze 20 minut i o mało nie skończył się zwaleniem całego takielunku na głowę. Potem przy plaży sklarowaliśmy trochę wszystkie sznurki i opanowaliśmy sztukę brasowania.

A więc:

– Szot luz
– Wiosło do wody, łódka stop
– Luz na halsach (halsy tworzą pętlę bez końca, długość dobraliśmy tak aby luzu było z pół metra, tyle żeby maszt można było wyprostować do pionu)
– Wybrać achtersztag do oporu (opór stawia forsztag, zaknagowany w takiej pozycji żeby maszt był pionowy)
– Przebrać halsy, przesuwając róg halsowy żagla na nowy dziób (robota dla wszystkich trzech członków załogi, przy czym rejkę trzeba namawiać żeby przeszła za masztem)
– Odrobinę poluzować nowy achtersztag, tak żeby dało się wybrać hals (forsztag pozostaje zaknagowany w pozycji pionowego masztu; przy następnym zwrocie to się przyda).

Calość trwa około 2 minut, łódka nawet za bardzo nie dryfowała (przy tym wietrze…). Da się na pewno poprawić wygodę, choćby montując stopery na sztagach w odpowiednich miejscach. Poza tym na pewno trzeba zmienić bloczki przy sztagach, zmienić maszt na sztywniejszy (trochę się giął pod ciężarem rejek), najlepiej byłoby też zmienić same rejki na lżejsze, ale mogłyby wówczas nie być tak stylowe jak oryginalne, z klejonego drewna.

Popływaliśmy trochę z różnymi załogami, w końcu wypuściliśmy się na główny „akwen zegrzyński”, gdzie udało nam się “spróbować” z turystyczną wersją Majestika. Zaskoczenie: proa chodzi równie ostro, mimo braku miecza. Jednak głęboki kadłub daje całkiem przyzwoity opór boczny (a jest zupełnie niewrażliwy na wodorosty). Kiedy wiało słabiej, oni byli szybsi (pewnie dzięki wyższemu ożaglowaniu). Jak dmuchnęła pełna jedynka, wysunęliśmy się na prowadzenie. Raz nawet udało nam się wyjąć pływak z wody – uniósł się o jakieś 30 centymetrów, po czym szybka (żeby nie powiedzieć: paniczna) reakcja załogi przywołała go do porządku.

Teraz Janusz ma robotę przy niezbędnych przeróbkach, pewnie dorobi też stery na wypadek potrzeby zrobienia szybkich manewrów, ale generalnie łódka spisywała się świetnie. Z zastrzeżeniem, ze potrzebuje 3 osób na pokładzie. Inaczej bardzo ciężko byłoby pływać.

Następne próby planowane są na Zatoce Puckiej. W końcu na takie właśnie wody – morskich lagun – powstały oryginalne proa…

fot. archiwum autora

Tags: proa

Category: Spis treści, Na wiatr

Komentarze (0)

Trackback URL | Comments RSS Feed

Brak komentarzy.

Zostaw komentarz

WP Like Button Plugin by Free WordPress Templates