historia wyprawy jachtu SMOK… część 6
…na wody północne Zalewu Szczecińskiego i morza przyległe
Znów do Wolina
Wyjście z portu następuje w niezwykłej mgle. Mimo, że pod mostem jesteśmy o 1000, poranna mgła nie chce jeszcze, zaraza, opaść i w kilka łodzi wchodzimy w szyku torowym na Zalew Kamieński. Stawiam żagle i płynę w białym mleku, trąbiąc radośnie co jakiś czas z zakupionego w Szczecinie instrumentu kibica. Na torze podejściowym wiodącym z Zalewu mijamy idącą we mgle VICTORIĘ, która tak jak i my płynie od pławy do pławy. Dalej na południe mgła rzednie i znika, spokojnie na żaglach idziemy do Wolina, meldując się pod mostem po niecałych czterech godzinach, tak, że bez kładzenia pały cumujemy przy omawianym skwerze tuż za dostojnym, pięknym, drewnianym statkiem jakiegoś Wikinga. Łącznie w porcie stoi pięć czy sześć różnej wielkości średniowiecznych statków, różnego też podobieństwa do oryginału. Dwa z nich to naprawdę piękne langskipy.
Uzupełniamy zapasy i na noc płyniemy “w szczypior”, stając w wąskiej przecince niedaleko ostatniego nabieżnika podejścia do Wolina, ok. 300 m od uczęszczanej plaży, kończącej od południa atrakcje portu Wolin.
Do Trzebieży
Ostatni przelot. Po wyczłapaniu się z rozległej płycizny wchodzimy w omawiany nabieżnik i przy wietrze SSE, po bojach wychodzimy na Zalew Szczeciński. Wiatr się wzmaga i płyniemy w 5 – 6 B, obserwując inne, znacznie większe jachty doginane wiatrem. Od ostatniej boi Wolina (W4) steruję KK 195 (nie trudzę się ustaleniem KR) i wypatruję jakichś rozpoznawalnych punktów charakterystycznych. Po dwu godzinach robię pozycję obserwowaną z przecięcia trawersu wież bramy torowej nr 3 i cypla wyspy Chełminek (stawa) i kontynuuję kurs 195. Wtedy syn melduje: tata, mamy wodorosty na relingu. Uciszam go, żeby żona nie słyszała. Jacht idzie przy ostrym bajdewindzie ok. 4 węzłów, jak zwykle z małym dryfem i dość szybko dostrzegamy pławy 7 i 8 toru, za którymi już widać pławę TN – A, otwierającą podejście do Trzebieży. Od niej trzeba mozolnie halsować, dokładnie pod wiatr, uważając aby nie przecinać linii zielonych pław na zachód. Płycizna ta jest nie do uwierzenia. Kilka metrów za linią boi głębokości spadają do 1 m i mniej. Kąpiący się plażowicze podchodzą płycizną do 5 m od boi, stojąc do pasa w wodzie 300 m od brzegu.
Ze względu na pracującą w wejściu do portu pogłębiarkę z szalandą, do Trzebieży wchodzimy na silniku, kończąc rejs.
Koniec
Wieczorem i w nocy do portu zawijają czarterowe Cartery i J-80 i w basenie północnym robi się naprawdę ciasno. Załatwiam rodzinie zwiedzanie wiekowego Juranda. Nauczona chwiejnej równowagi naszego Polo córka nie dowierza – wszyscy mogą stać na tej samej burcie (?!). Olbrzymie wrażenie robi na nich ciasnota wnętrza potężnego jachtu, wąskie koje, fartuchy sztormowe, głębia maszynowni, kabina nawigacyjna. Skojarzenie syna jest jednoznaczne – tata, tu jest jak na okręcie podwodnym. Pocieszam go, że tu prawie każdy ma swoją koję. Prawie, bo ci co śpią w mesie na ławkach, to raczej nie do końca.
Gdy zapada zmierzch, siedzę na nabrzeżu i wpadam w melancholię. Jak zawsze po rejsie. Ale silniej. Nocny krajobraz Zalewu z barwnymi, cichymi iskrami pław, łagodny, wieczorny plusk fal i… nie wiem dlaczego wypalam pół paczki papierosów. A rano dźwig i do domu.
Podsumowanie
Oczywiście, każdy ma prawo inaczej postrzegać każdy akwen, ale niewątpliwie Zalew Szczeciński jest zupełnie inny niż wszelkie jeziora. Jest również inny niż morze. Daje szansę łączenia turystyki żeglarskiej takiej jak na Mazurach, z rejsem zagranicznym, z wakacjami nad morzem. W zależności od pogody i indywidualnych upodobań można położyć nacisk na każdy z tych aspektów wypoczynku. Jest również bramą na szeroki świat. Wychodząc w rejs tak jak my, możesz popłynąć poprzez Peenestrom na Achterwasser, Greifswalder Bodden, na Rugię, dalej przez Stralsund nawet do Hamburga, Kopenhagi i gdzie Cię oczy poniosą.
Dlaczego ja tego nie zrobiłem?
My pływaliśmy na najmniejszym, spotkanym na tych wodach jachcie. Dominują jachty 8-11 metrów, raczej morskie niż śródlądowe, z wbudowanymi silnikami. Dla nas przelot rzędu 20 Mm to wydarzenie – dla dużej jednostki żabi skok.
Podczas pobytu w Świnoujściu rozważałem, czy nie popłynąć do Dziwnowa morzem. Gdybym tak zrobił, to solidna burza, która szarpała nami w porcie Wapnica, zastałaby SMOKA na Zatoce Pomorskiej.
Prawie żadna z aktualnych prognoz pogody, które były do obejrzenia w portach, lub które znajomi wysyłali nam SMS-ami bezpośrednio, nie sprawdziła się. Wiatry zamiast wiać z W, wiały z N, zamiast z NE to z SE. Zamiast 2-3 B, potem 3-4 B, miewaliśmy szkwaliste 5 B, potem sztil.
Tak naprawdę bałem się, że gdzieś między Międzyzdrojami a Międzywodziem zostanę na noc na morzu i choć może będzie to dla mnie nawet zabawne, to nie koniecznie dla rodziny i nie koniecznie bez konsekwencji co do dalszego wspólnego pływania, a póki co nie mam innej załogi. A jeśli coś naprawdę będzie się działo, to moja “trąbka kibica” przywoła najwyżej mewy – śmieszki.
Zalew naprawdę polecam. Wszystkim tym, którzy będą mieli dość wyobraźni aby te kilka dni na zbełtanej wodzie zamienić w przygodę. A wszystkim tamtejszym mieszkańcom życzę, aby tych ludzi było jak najwięcej.
fot. Tomasz Czarniecki
Category: Spis treści, Na wiatr
Komentarze (0)
Trackback URL | Comments RSS Feed
Brak komentarzy.